Ebola – zabójczy wirus

W grudniu 2013 roku, dzieci z wioski Meliandou w Gwinei, w pniu wyschniętego drzewa znalazły kolonię nietoperzy. Podejrzewa się, że dokładnie te zwierzęta były zakażone nowym szczepem Eboli i od nich zaczęła się wielka epidemia wirusa. Wkrótce zmarł Emil dwulatek, który zetknął się z nietoperzami, potem jego starsza siostra, babcia i mama, która była w 7-m miesiącu ciąży. Choroba objawiała się drastycznie wzrastającą gorączką, biegunką, wymiotami i zaczęła zgarniać coraz większe żniwo w okolicznych wioskach, potem w odległych miejscach Gwinei, a po pokonaniu granicy – także w Sierra Leone, potem Nigerii. Lekarze z organizacji Lekarze bez granic bili na alarm, lecz miejscowe władze ignorowały problem. Lekarze apelowali też do WHO o ogłoszenie stanu zagrożenia międzynarodowego zdrowia publicznego. Bez skutku. W polowych szpitalach i punktach medycznych brakowało miejsc. Ludzie umierali setkami, ciężko było nadążyć z pochówkiem martwych… To niewiarygodne, ale nie ustanowiono stref objętych kwarantanną, zdrowi zarażali się od chorych w tempie lawinowym… Stany Zjednoczone dostrzegły problem dopiero po 10-ciu miesiącach. Do krajów ogarniętych epidemią przysłały wojsko, lekarzy, sprzęt medyczny. ONZ powołała misję ds. reagowania kryzysowego. Jak dziś spogląda się na historię epidemii wirusa Eboli? Czego obawiają się członkowie zaangażowanych organizacji? Czy świat wyciągnął wnioski z tego kryzysu, nauczył się na błędach? Wiadomo jedno: ebola była precedensem, ale nie była wyjątkiem. Nie do końca jesteśmy przygotowani na wybuch nowej epidemii…
Zobacz więcej:
DOKUMENTY PROMO
DOKUMENTY PROMO
Pozostałe wiadomości