Maja Hirsch, Justyna Wasilewska oraz Agata Młynarska. To trzy zupełnie różne, ale odważne i pewnie siebie kobiety, które nie boją się mówić o sobie, swoich emocjach i uczuciach. W lutowym numerze magazynu "Claudia" opowiadają o nich dziennikarce Annie Dmowskiej. Te rozmowy są niezwykle osobiste i dzięki temu nie tylko możemy się dowiedzieć czegoś więcej o tych wyjątkowych kobietach, ale także wziąć sobie do serca ich wskazówki oraz nauczyć się czegoś na bazie ich doświadczeń.
Agata Młynarska przyznała, że z wiekiem stara się coraz częściej kierować rozumiem niż sercem. I jest z tego dumna. – Z upływem lat staję się bardziej racjonalna. Choć zdaję sobie sprawę, że mam w sobie wiele emocji. Ale już umiem je nazwać i zrozumieć.
To jak dziennikarka teraz podchodzi do życia, wymagało od niej wiele pracy nad sobą oraz sporej wiedzy na swój temat. - Długo i boleśnie dochodziłam do tego, by utrzymać emocje w równowadze z rozumem. Wydawało mi się, że one same nie są niczym złym, pomagają mi żyć. Nie widziałam dalszej perspektywy. A jednak brak panowania nad nimi, brak świadomości, do czego służą, może mieć poważne konsekwencje. Sama zapłaciłam za to wysoką cenę. Była nią choroba auto- immunologiczna. Dopiero praca nad sobą podczas wielu lat terapii nauczyła mnie, jak rozumieć emocje i jak ich używać. Zaczęłam rozumieć, co jest dla mnie dobre – wspomina w rozmowie z dziennikarką magazynu "Claudia".
Agata Młynarska zdecydowała się także opowiedzieć o tym, co czuła, gdy umierał jej ukochany tata. - Zdolność zarządzania emocjami przydała się, gdy umierał mój ojciec. Bardzo przeżywałam jego odchodzenie. Widok schorowanego i cierpiącego człowieka sprawiał, że ja również cierpiałam, płakałam, ale przy tacie tego nie okazywałam. Wypuszczałam emocje dopiero w domu. Po śmierci taty dałam sobie czas i prawo do rozpaczy – podzieliła się bolesnymi wspomnieniami.
Życiowe doświadczenia sprawiły, że teraz zupełnie inaczej podchodzi do swoich emocji. Umie je odczytać i wie, że nie zawsze należy je pokazywać. - Dzisiaj wiem, że emocje są ważne, potrzebne i konieczne. Dobrze, jeśli prowadzą nas przez życie, ale... nie zawsze są najważniejsze. Czasami trzeba włączyć rozum. One często wyrastają z naszego ego, dlatego tak cenna jest umiejętność ich powściągania. To też już umiem. Przestałam bać się mówić, co czuję: złość, wściekłość, radość. Pozwalam sobie przeżywać różne emocje. Te dobre i te złe. Zastanawiam się jednak: czy warto każdą sytuację intensywnie przeżywać? Nie szkoda nerwów, zdrowia? Może lepiej ponazywać je, uspokoić i wyciszyć? I ostatnia rzecz, którą musiałam przepracować: nie zawsze i nie na wszystko muszę reagować. Kiedyś odpowiadałam natychmiast, spontanicznie. Serce waliło jak oszalałe, a ja zabierałam głos. Teraz, nim to zrobię, biorę głęboki oddech, zastanawiam się, jak zareagować. I czasami wychodzi mi, że najsensowniej jest nie robić nic. I to też już potrafię.