Minęło 12 długich tygodni. W tym czasie pożegnałam słone paluszki, moje ukochane sery. Zaczęłam jeść regularnie i pić dużo wody. Szukałam takich przyjemności, które nie kojarzą się z jedzeniem. Do tego dużo ćwiczyłam. Przebyłam długą drogę, żeby stracić te dziewięć kilogramów. Pomogli mi w tym specjaliści. Owszem były kryzysy. Teraz boję się, że ta waga wróci do mnie jak jo-jo. Tyle tylko, że nie poddaje się, bo wiem, że będę starać się z całych sił, żeby swoją nową wagę utrzymać, bo przede mną nowe, lepsze życie.
Czas na zmianę garderoby. To wyrzucam, to oddaję, a to trzeba przerobić. Schudłam o dwa rozmiary. Mieszczę się w sukienki, w które wchodziłam przed urodzeniem Frania. Niestety nie mam już dżinsów z liceum, ale kto wie, może kiedyś do nich doszusuję?
KOMENTARZ DIETETYKA - AGATA ZIEMNICKA – ŁASKA
JAK NIE ZAFUNDOWAĆ SOBIE EFEKTU JO-JO?
Żeby nie było efektu jo-jo mimo tego, że dieta jest racjonalna, trzeba mądrze wprowadzać nową, zwiększoną kaloryczność, po uzyskaniu swojej normalnej wagi. Sposobem jest dodawanie stopniowo, tydzień po tygodniu porcji kalorii więcej. Czyli wychodzimy np. od 1500 kcal, w kolejnym tygodniu mamy 1600 kcal, w kolejnym 1700 kcal itd. Może to dziwnie brzmi, że trzeba liczyć kalorie, ale to jest jedynie pół kromki chleba więcej. To co jest najważniejsze tak naprawdę na końcówce diety to to, żeby uświadomić sobie, że do końca życia już to jedzenie, które zostało zaplanowane podczas diety ma z nami zostać.
Kochani, dziękuję za te wszystkie dni pracy, wsparcia i wyrzeczeń. Trzymam kciuki za tych, co odchudzali się ze mną. Warto walczyć o własne zdrowie, warto dawać przykład znajomym, dzieciom, kolegom z pracy. Warto czuć się dobrze na diecie złożonej z pełnowartościowych, domowych posiłków.
Zobacz VIDEO:
Kasia Bosacka chudnie!