Byłam tam. Widziałam. Zanim cokolwiek powiecie o Woodstocku, pojedźcie tam. Tam, wbrew pozorom, nikt nie gryzie...
Tłum ludzi na polu namiotowym, tłumy wszędzie. Różne języki, dialekty, wyznania, diety, światopoglądy, idole, dźwięki muzyki i kolory skóry. Z całej Polski i z Europy. Zero wytykania komukolwiek czegokolwiek. Nikt nikogo nie traktuje protekcjonalnie albo z góry. Z pogardą. Spokój, dyscyplina, a kiedy trzeba - zabawa do rana. Bo bawić się też trzeba. Czasem trzeba się wyszaleć, zapalić, napić, potańczyć, poddać rytmowi muzyki, a ta powinna być jak najgłośniejsza. To jest młodość. Ta metrykalna i ta, jaką odczuwamy w sobie bez względu na wiek. Ona ma swoje prawa. Poza tym jest lato, są wakacje, ten jedyny czas w roku, kiedy odpinamy wrotki i wrzucamy na luz.
Wiele się słyszy o Woodstocku, głównie o tych, którzy tam nigdy nie byli. Ale się wypowiedzą. Najchętniej źle. Że brud, dziki tłum, że niebezpiecznie, że alkohol, narkotyki, że upadek moralny. Zło w czystej postaci.
Byłam tam w zeszłym roku. Widziałam to namiotowe pole zastawione kolorowymi namiotami po horyzont. Widziałam ludzi grzecznie stojących w arcydługiej kolejce do pryszniców i toalet. Widziałam ludzi, którzy pożyczali sobie jedzenie, wodę, śpiwory, pilnowali nawzajem dobytku, widziałam ludzi, którzy byli dla siebie mili. Szanowali się. Widziałam młodych, tych bardzo małych noszonych w nosidełkach i wożonych w wózkach i tych, którzy szli z pomocą innych. Przyjechali samochodami, na motorach, pociągami, autobusami albo przyszli pieszo. Bo tak chcieli. Gromada wolnych ludzi w jednym miejscu, w którym czują się dobrze sami ze sobą i z innymi.
Dokładnie rok temu byłam tam na spotkaniu na ASP. Ja vs tłum młodych ludzi. Jak egzamin. Nigdy tego nie zapomnę. Stres jak przed maturą, bo miałam świadomość, że stanę oko w oko z ludźmi, których oszukać się nie da, którzy bez grama przesady są solą tej ziemi i jak nikt inny wrażliwi są na każdą ściemę. Byli mnie ciekawi a ja byłam bardzo ciekawa ich. To było jedno z najważniejszych spotkań w moim życiu. Jeśli potrzebowałam potwierdzenia moich pomysłów na życie, tam je dostałam. Było genialnie i nigdy tego, co tam miało miejsce nie zapomnę. To było mocne, bezkompromisowe spotkanie bez retuszu, nasycone nieziemską energią, a ja spotkałam się z mądrą, ciekawą świata, wyczuloną na najmniejszy fałsz, żądną prawdy, tolerancji i równego traktowania Polską. Kolorową, zabawną, kiedy trzeba ironiczną, a kiedy trzeba poważną. Bo ludzie są dobrzy, to okoliczności czynią ich złymi, a tam na Woodstocku, są tylko dobre okoliczności. Takie, jakie powinny być zawsze.
Tych, którzy lubią mówić o Woodstocku, choć nigdy tam nie byli i robią wszystko, by zniszczyć ten festiwal i jego ideę, zapraszam, by zamiast stroić się w piórka wojowników o jedynie słuszną, znaną sobie tylko prawdę, uzbroili się nie w agresję, nie w kłamliwe argumenty z sufitu, ale w odwagę i przyjechali tam i zobaczyli, jak to wszystko wygląda, na własne oczy. To nie boli. Tam nikt nie gryzie. Tam nie ma agresji.
Byłam tam, zdałam po raz drugi maturę przed młodymi ludźmi i widziałam wszystko na własne oczy, chodziłam po tym polu, byłam na tej scenie, widziałam tych świetnych ludzi z całej Polski. Ja wiem jak tam jest. I dlatego bronię Woodstocku.