To będzie wpis w stylu "za moich czasów". No, ale mam już tyle lat, że wielu ludzi tyle nie żyje, więc mogę. A co tam.
Już jakiś czas temu zaczęła narastać we mnie złość. I zamiast, co często robię, liczyć w duchu do dziesięciu, zaczęłam się nad tym zastanawiać. Nad tym, dlaczego bycie dziennikarzem w tych trudnych czasach dla mediów jest mimo wszystko sexy. Dlaczego tak miło jest się nazywać dziennikarzem?
Kiedy zobaczyłam kolejną pustą lalę z okienka telewizyjnego, która otwarcie, choć zupełnie nie umie sklecić zdania, nazywa siebie dziennikarką, albo kolejną niespełnioną celebrytkę, która szuka desperacko pomysłu na życie, medialne bycie, cokolwiek i opowiada, jak to ona teraz spełnia się w dziennikarstwie, to uznałam, że czara się przelała.
Dziennikarstwo to trudny zawód. Owszem, bardzo sexy, poznaje się świat i ludzi, jest się w ciągłym ruchu, można w nim czasem dobrze zarobić...Tak też bywa. To, co oglądamy w mediach, ludzi, którzy są dziennikarzami i coś w tym zawodzie naprawdę osiągnęli, to rzadko są miłe podfruwajki albo goniący za lansem chłopcy. Bo na wszystko, co ja już wiem, bo jak napisałam jestem dość stara, potrzeba czasu, pracy, pokory i nie jest powiedziane, że zawsze wyjdzie. Czas jest w tym zawodzie zresztą sprzymierzeńcem, bo ten zawód nie daje zgnuśnieć. Daje nieustanny, potrzebny do zachowania młodości, kop adrenaliny. Zamiast botoksu.
Kiedy zaczynałam, pracowałam za darmo, nie pytałam "za ile?". Nie było taniego lansu, była za to harówka, czasem tak duża, że ze zmęczenia człowiek nie był już w stanie zasnąć. Trzeba było nauczyć się wszystkiego, a przede wszystkim pewnej prawdy o tym zawodzie, że jest to zawód usługowy. Usługowy jak piekarz, sklepowa, lekarz czy kierowca autobusu. Tylko warunki pracy są inne, ale klient ten sam. Zawsze może zmienić kanał. Nie kupić gazety. Wyłączyć radio. I, jak to mówią, jest dupa, bo jesteś wart tyle, ile osób ogląda twój program albo czyta twoje teksty.
Owszem, twoje ego musi być spore, aby być na tyle bezczelnym, by pokazywać innym świat widziany twoimi oczami, ale trzeba umieć owo ego okiełznać. Parcie na szkło, dobrze wyćwiczone i ukierunkowane, też zawsze się przydaje. Ale to wszystko są środki do celu, ale nie cel sam w sobie. Do tego trzeba jeszcze sporo książek przeczytać, filmów obejrzeć, być ciekawym świata i innych ludzi. No i mówić po polsku, umiejąc konstruować nie tylko zdania proste, ale i wielokrotnie złożone. To jest często rzecz nie do przeskoczenia dla aspirujących gwiazd mediów. Niestety. Wystarczy posłuchać, jak udzielają wywiadów, jak formułują myśli, choć czasem myślą trudno jest to nazwać. A w dziennikarstwie, według moich zasad, myślenie się bardzo przydaje.
Lans, ewentualną popularność zostawiamy na ostatnim miejscu. Bo to, według mnie, może być efektem pracy. Powtarzam efektem, a nie jej celem.
Teraz jest inaczej. Celem jest lans. Ścianka. Brednie. Jeśli celebrytka / celebryta szuka pomysłu na życie, bo nudzi ją pokazywanie biustu albo opowiadanie dyrdymałów i pozowanie na ściankach, uznaje, że dziennikarstwo to jest to. Nawet, jeśli coś kiedyś opowiadała w jakimś programie, bo inni powiedzieli jej, co ma mówić, to jeszcze dziennikarki z niej nie robi. Nie uważam tak dlatego, że jestem zazdrosna o młodszych od siebie, bo sama wprowadziłam do tego zawodu wielu młodych ludzi, ale dlatego, że coś niecoś o tym zawodzie wiem. I wiem, że nie ma prostszej drogi do ośmieszenia się, niż udawanie kogoś, kim się nie jest. Może i kaska za to wpadnie, ale hejterzy będą mieli używanie. Zasłużone. Bo odbiorcy też każdego chłamu wcisnąć się nie da. Wbrew temu, co myślą ci, którzy dziennikarstwo uznają za idealną drogę do przedłużenia swej medialnej obecności i lansu.
Nie ma we mnie zgody na to, by głodne jedynie medialnej sławy beztalencia szturmowały ten zawód, podczas gdy sama mam wielu znajomych, bardzo dobrych dziennikarzy, którzy nie mają stałej pracy, albo ze względu na sytuację ekonomiczną, musieli zawód zmienić. Ja sama też często myślę, co będzie dalej.
Niedawno przed wejściem na antenę przed moim przeglądem prasy w DDTVN rozmawiałam o tym z Dorotą Wellman. To bardzo dobra dziennikarka, a nie lansująca się lala. Powiedziała coś takiego: "Jeśli one są dziennikarkami, to możemy nazwać siebie aktorkami".
A co tam. Mogę być aktorką.