Na targach książki podpisywałam swoją nową książkę pt. „Ćwiartka raz". Polega to na tym, że na stoisku wydawnictwa ma się stolik, siada się - ja na dwie godziny - i podpisuje książkę. Przyjść może każdy. To cudowna i demokratyczna impreza, która pokazuje, że nadal czytamy, chcemy się spotkać z autorami książek, mamy do nich szacunek. Cudowny, choć męczący czas.
Do stolika podeszła w pewnej chwili Ilona Felicjańska. Top modelka lat 90-tych, potem celebrytka, ostatnio jedna z kobiet, które publicznie, choć nie bez wpadek, mówi o swoim uzaleznieniu od alkoholu. Nie ukrywam- przez jakiś czas bohaterka negatywna mojego programu w TVN Style. Ostatnio zaczęła pisać książki, nawet z sukcesem. Nie pije. Od razu widać, że jest szczęśliwa.
Znam Ilonę długo. Choć wiele razy miałam jej za złe medialne historie, skandale, dziwne wynurzenia, sesje w gazetach z dziećmi, zawsze doceniałam jej konsekwencję, a teraz myślę, że ona w tym wszystkim ma swój plan. On nie musi mi się podobać, ale jesli jej odpowiada, to jej życie. Jej wybór.
Ilona podeszła, uściskałyśmy się, podałyśmy sobie ręce, bo ona też jest na kartach mojej książki (jako modelka, alkoholowa celebrytka, asystentka Mariusza Szczygła w „Na każdy temat"), no i zrobiłyśmy sobie zdjęcie. Ja to zdjęcie powiesiłam na Facebooku, bo była na nim moja książka, którą Ilona właśnie kupiła... i wtedy się zaczęło.
Bowiem wygląda na to, że według polskich szołbizowych standardów powinnyśmy chyba sobie najpierw dać w twarz, opluć, zwyzywać. Powinna po prostu polać się publicznie krew. I masa bluzgów. Szkoda, że nie w toalecie, bo jak wiemy, to ostatnio modne miejsce siłowych ustawek. Oczywiście wszystko przy paparazzi, którzy daliby fotki z tego eventu towarzyskiego do tabloidów i byłby news prosto z targów książki: „Bójka na stoisku wydawnictwa Prószyński. Felicjańska pobiła KKP". Ewentualnie usłyszałabym, że nasze mordobicie było częścią strategii promocyjnej książki. Mojej albo Ilony. Albo coś w tym guście... A tu akurat żadnego paparazzi nie było. Nuda. Ale jest TO zdjęcie.
Dla ludzi, na szczęście nie dla wszystkich, było niezrozumiałe, że tak po prostu usiadłyśmy, pogadałyśmy, zrobiłyśmy fotki i jeszcze ja napisałam, że Ilona obłędnie wyglądała. Bo tak było. Bo wyglądała obłędnie. Że z „dziwną osobą", „kombinatorką", „panią od nagiego zdjęcia z fotografem", „tą alkoholiczką", która przyszła na podpisywanie „Ćwiartki" bo myślała, że dają alkohol, mam fotkę i jeszcze się nią chwalę. Że po tym, jak otwarcie krytykowałam jej medialne postępowanie, ona sobie siada i... no właśnie, co?
Czyżbyśmy już tak bardzo oszaleli, że normalne, kulturalne zachowanie dorosłych osób, świadomych tego, co zrobili, kim są i gdzie się znajdują, uznajemy już za coś dziwnego? Szokującego? Wzburzenie wzbudza to, że nie dałyśmy sobie po buzi, tylko zachowałyśmy się jak ludzie? Kulturalnie?
Nie wiem, jak wy, ale ja jestem w szoku kolejny dzień.
Czytajcie ksiązki. To uszlachetnia.
Autor: Karolina Korwin Piotrowska