W ciągu kilku tygodni dowiedziałam się o sobie kilku ciekawych rzeczy. Ale od początku.
1. Jak zostałam dziennikarskim ścierwem
Najpierw była afera z Dodą a raczej z programem „Na językach", w którym pozwoliliśmy sobie na dowcip śmiejąc się z tego, że Doda spadła ze sceny, a fani jej nie złapali. Dla mnie to logiczne - jak ktoś leci i pada na ziemię z hukiem, to znaczy, że nikt go nie złapał. Redakcja wyruszyła więc w Polskę, aby poinstruować Polaków, jak łapać lecącą ze sceny Dodę. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że ciężko chora Doda po niefortunnym wypadku zapowiedziała radośnie, że dalej będzie sobie spadać ze sceny. A co.
Rozpętała się burza. Ja, choć wielką fanką tego materiału nie byłam, bo zrobiłabym to ostrzej, nagle nią zostałam, dla zasady, bowiem okazało się, że w opinii wielu osób, głównie z kręgu fanów i rodziny Pani Dody, drwiliśmy w studiu z choroby. Od lat staram się zrozumieć, że dla większości Polaków czytanie i nawet oglądanie czegokolwiek ze zrozumieniem i z poczuciem humoru jest absolutnie niewykonalne, ale to nawet mnie zaskoczyło. Było trochę tak, jakbyśmy naruszyli narodową świętość. Nagonka, jakiej dawno nie widziałam, a widziałam wiele. Nawet w konkurencyjnej stacji wystąpiła mama Dody, która sugerowała, że jej córka jest prawie śmiertelnie chora, a my, niewdzięcznicy, śmiejemy się z choroby. Nie z tego, że ktoś jej córki nie złapał, ale z choroby, co było koncertową bzdurą. Nota bene chciano i mnie wtedy do studia doprosić, abym pewnie w towarzystwie mamy Dody pochyliła się nad... no właśnie, czym? Głupotą niektórych ludzi, którzy nie wiem w imię czego narażają swój podobno chory organizm?
Ale to nic. Najciekawiej było w internecie. W ciągu kilku zaledwie godzin od emisji programu dostałam kilkadziesiąt gróźb od fanów piosenkarki. Grożono mi kolejno: spaleniem mieszkania, "pooraniem ryja", a mój pies miał stać się "hot dogiem". Ja sama zostałam "dziwką bez serca" i "krową, której nikt nie chce". Dowiedziałam się, że jestem "dziennikarskim ścierwem i gównem", "pseudo dziennikarką" oraz "pachołkiem TVN". Zrobiło się miło jak na balandze w domu pogrzebowym, bowiem fani w emocjach nie zobaczyli różnicy pomiędzy tym, że w wyniku spięcia energii eletrycznej spaliło mi się niedawno mieszkanie, a w nim zginęły zwierzęta, a wypadkiem ich idolki, która pomimo choroby robi świadomie na scenie rzeczy głupie, prowokując los. Ale, jak już napisałam, oglądanie czegokolwiek ze zrozumieniem wykracza poza możliwości wielu. Trzeba z tym żyć. Jak i z tym, że polscy celebryci nie znają słowa "dystans" a poczucie humoru widują, ale za granicą, bo u siebie na pewno nie.
2. Jak zostałam nazistowską suką
Tydzień później było jeszcze fajniej. Zostałam faszystką. Ja, córka żołnierza AK. Wszystko przez to, że na swoim facebooku powiesiłam klip z filmu „Ambassada", na którym Nergal jako Ribentrop i Robert Więckiewicz jako Hitler, w niemieckich mundurach z II Wojny Światowej wykonują „Sen o Warszawie". Film Machulskiego jest komedią, humor absurdalny uwielbiam, jak i panów Darskiego i Więckiewicza. W zaledwie kilkanaście minut pod zalinkowanym klipem przeczytałam o sobie, że jestem: "nazistowskim ścierwem", "gównem Hitlera", "rzygam na groby powstańców warszawskich" i powinnam wyjechać z Polski za propagowanie "tego nazistowskiego gówna". Poza tym wielu zatroskanych o mnie Polaków wstydziło się za to, że mieszkam w ich kraju - bo ten kraj, po tym, jak zalinkowałam klip z „Ambassady", już nie jest mój. Jeden pan napisał mi w mailu, że wstydzi się za mnie i powinnam natychmiast pokajać się publicznie za to, że nie mam szacunku do bohaterów II Wojny. Siedziałam sobie w domu, czytałam wpisy na facebooku, piłam herbatkę i zastanawiałam się, co jest grane. To już jest tak źle z nami, że nazywamy faszystą każdego, kto zaśmieje się z tego, co było podczas II Wojny? Jakby nie było serialu „Allo, Allo", który śmieszy do dzisiaj, pokazując absurdy wojny, a zrealizowany jest w latach 80? Jakby nie było Tarantino i jego świetnych, prowokujących do dyskusji i zabawy „Bękartów wojny" albo „Złota dla zuchwałych", filmu, w którym dzielni amerykańscy żołnierze myślą głównie o tym, jakby to bezboleśnie zdobyć kupę złota ukrytego w pewnym mieście... Przerażające było to, z jaką łatwością używano wobec mnie określeń rodem z podręcznikow historycznych dla niepełnosprawnych intelektualnie. Przerażające i zabawne zarazem, bowiem wiele to mowiło o "patriotyzmie" niektórych. Jakby ludzie nie rozumieli, że to film, a raczej klip z filmu, że to wypowiedź artysty na jakiś temat i ani Hitler ani Ribetrop nie znali Niemena...
3. Jak zostałam lesbijką
Świeża sprawa. Napisałam felieton do "Party" o tym, że powinniśmy dziękować Bogu za Ewę Chodakowską, która stara się wszelkimi sposobami rozruszać tyjących na potęgę i obżerajacych się byle czym Polaków. Zalinkowałam do siebie na stronę newsa o tym. Niech ludzie chudną a nie tyją, bowiem, jak mawiają niektórzy - nigdy nie jest się za chudym ani za bogatym. W Polsce otyłość jest problemem, z którego nie zdajemy sobie sprawy. Poza tym wiem, co to skalpel, Chodakowska nakręciła i mnie. Po chwili poczytałam komentarze. Tym razem nie byłam ani dziennikarskim ścierwem ani nie wyrzucano mnie z kraju. Zostałam bowiem według niektórych... lesbijką. Bo mi się to, co robi Chodakowska, podoba. Ciekawa to konstatacja, nie wiem, co na to seksuolodzy, ale podobnej bzdury, choć czytam wiele, nie czytałam dawno. Parę osób też zarzuciło mi, że się nie znam na fitnessie i pewnie mnie Chodakowska opłaciła etc. Od ćwiczeń do orientacji seksualnej... ciekawe, nowe, zaskakujące. Nawet dla mnie.
W ciągu dwóch tygodni dowiedziałam się o sobie tyle, że mogę teraz jedynie powiedzieć z ręką na sercu - Polska to ciekawy kraj. Nerwowym komentatorom internetu zapowiadam - mam w zanadrzu kolejne fajne linki. I jestem ciekawa, co wy na to. Parę chorób, katastrof, zboczeń, wyzwisk zostało, by je użyć w kontekscie mojej osoby. Miłego dnia!