Nowy felieton Karoliny Korwin Piotrowskiej: Rocznica "Seksu w wielkim mieście"

Felietony Karoliny Korwin Piotrowskiej
Felietony Karoliny Korwin Piotrowskiej

10 lat temu, 22 lutego, wyemitowano ostatni odcinek jednego z najważniejszych seriali w historii, czyli "Seks w wielkim mieście". Już widzę te zdziwione miny i wiszące w powietrzu pytanie: „Co ona pisze? Przecież wszyscy oglądają "Grę o tron"!". Tak pytać i myśleć mogą tylko ci, którzy – nie tak jak ja - nie otwierali ust ze zdumienia oglądając i słuchając w telewizji, na początku XXI wieku rzeczy, o jakich nie śniło się dewotkom i filozofom. Nie byłam ani dewotką ani filozofem, ale szok poznawczy podczas oglądania serialu przeżyłam. Dzisiaj efekt jest taki, że mam całość serialu na DVD, obejrzałam obie kinowe części i mimo ich słabego poziomu ciśnienie mi skacze z radości, kiedy pojawia się jakiś news o tym, że może będzie kolejna część...

Cztery przyjaciółki z Nowego Jorku zawojowały wyobraźnię widzów obu płci na całym świecie; wyzwolona seksualnie i szukająca nieustannie mężczyzny idealnego oraz wymarzonej pary szpilek Carrie, elegancka na co dzień, staroświecka i naiwna w kwestiach seksu i nie tylko Charlotte, chłodna, wyemancypowana i stanowcza Miranda oraz niepohamowana w kwestii używania życia, zabiegów upiększających i mężczyzn Samanta. Cztery różne kobiety, do tego w „pewnym wieku", czyli dobrze po 30, bez stałego mężczyzny u boku, swobodnie wykorzystujące to, co dała im natura, mające gdzieś wszelkie konwenanse i na pierwszym miejscu stawiające zdrowy egoizm i własne zadowolenie. Rozmawiały o seksie, męskich przyrodzeniach, wadach i zaletach, o prezerwatywach i sposobach na osiągnięcie orgazmu tak lekko, jak o tym, jaka będzie jutro pogoda, czy dzisiaj jest piątek. To, co nasze matki i babki przyprawiało o zawał, o czym nigdy głośno się nie mówiło, a już na pewno nie przy jedzeniu w miejscach publicznych, dla nich było normalnością i codziennością obgadywaną przy dietetycznych sałatkach i szampanie. "Wolę porządny orgazm od mocnej kawy", "Nie można być z facetem tylko dlatego, że umie uszczelnić wannę", "Jesteś kobietą, a mężczyźni nie lubią, kiedy kobieta jest człowiekiem", "Los samotnej kobiety nie jest łatwy... dlatego każda powinna mieć wyjątkowe buty, żeby radośniej kroczyć przez życie", "Komu potrzebny facet? Mam torcik i zaraz go zjem", "To normalne u facetów. Mówiąc „my" mają na myśli siebie i swojego penisa", "Po co mieszkasz za miastem, jeśli nie możesz zerżnąć ogrodnika?", "Pieprzę miłość! Wolę rżnięcie", "Niezamężna kobieta to stara panna, a nieżonaty facet playboy" - oto garść nieśmiertelnych cytatów, które po raz pierwszy w szerokim obiegu zaczęły zmieniać postrzeganie kobiet i ich role do odegrania w tak zwanym społeczeństwie. Jeśli w ogóle mają jeszcze do odegrania jakieś role.

W dniu premiery tego serialu z USA, w 1998 roku taki wizerunek kobiety wcale nie był taki normalny ioczywisty. Serial był szokiem kulturowym, socjologicznym i poznawczym oraz... modowym. Co ciekawe, rocznicę ostatniego odcinka na portalach ze świata świętowano nie przez opowiadanie, co ten serial zmienił w pojmowaniu kobiety, jej seksualności, wieku, emancypacji, ale co on zrobił dla kobiet, jeśli chodzi o modę. I nie chodzi tu tylko o to, że Carrie miała większą gaderobę niż całe mieszkanie i spowiadała się nie księdzu czy przyjaciółce lecz kostiumowi Chanel, na który też kazała przysięgać. Chodzi o wolność noszenia tego, na co ma się ochotę. Bez względu na wiek.

To już dziesięć lat. W czasach, kiedy dominuje płytkość, nachalny ekshibicjonizm i tani poklask, miło jest powspominać, nie tak znowu odległe czasy, kiedy słowo „orgazm" albo „penis" wypowiedziane na głos podczas jedzenia sałatki z sosem vinegret wzbudzało rumieniec wstydu i zakłopotania.

podziel się:

Pozostałe wiadomości