I po tęczy.
Na Placu Hipstera nazywanym niegdyś Zbawiciela niezadowoleni ze wszystkiego i wszystkich energiczni panowie w kominiarkach w Dniu Niepodległości spalili, na oczach mediów i zdumionych przechodniów, zamontowaną tam tęczę. Strażakom nie udało się pożaru na tęczy ugasić, bo owi panowie nie dali im do ogniska dojść. Działo się to centrum miasta w państwie europejskim, a nie w jakimś Bantustanie. Normalnie to się nazywa wandalizm. W tym jednym dniu w roku - manifestowanie poglądów. Bo mamy wolność słowa i przekonań. W sumie super.
Tęcza, jaka była, każdy widział. Kolorowa. Zabawna. Wmontowana w plac trochę na siłę, urodą wielką nie grzeszyła, estetycznie był to raczej koszmarek, ale była jako symbol tolerancji, zgody ponad podziałami. I człowiekowi się na jej widok gęba od ucha do ucha śmiała. Ładny symbol, wykonanie gorsze, ale o czym opowiadać, kiedy teraz zamiast tęczy jest spalona konstrukcja, niegdyś metalowa i ozdobiona sztucznymi kwiatami.
Tęczę spalono, stało się coś niefajnego, bardzo złego, a internet zawrzał w słusznej sprawie, ale to, co stało się potem... No cóż. Rozumiem, że znowu wyjdę na nietolerancyjną homofobkę, przypisze mi się różne kretyńskie cechy, ale przyznać muszę - od wtorku umieram ze śmiechu. Gdybym była z Monty Pythona, zrobiłabym natychmiast jakiś zgrabny skecz albo film. To idealny materiał na komedię. Bo gdyby ktoś mi w poniedziałek powiedział, co będzie się działo od wtorku w centrum europejskiego miasta, puknęłabym się w głowę. No to się pukam teraz w głowę i zachodzę, o co w tym wszystkim chodzi.
We wtorek bowiem zobaczyłam na Instagramie kilku gwiazd zacne fotki, na których owe gwiazdy, jak kiedyś żałobnicy po Dianie/ papieżu/ Lennonie (niepotrzebne skreślić) wkładają w zgliszcza tęczy kwiatki. Mina przy tym skupiona, niemal rozmodlona, jakby to był pogrzeb, tyle, że w centrum miasta. Myk i słit fotka na Instagram. Nazywam to "tęczing" po niedawnym "grobbingu" w wykonaniu kilku gwiazd podczas Święta Zmarłych.
"Grobbing" polegał na tym, że gwiazdy pozowały przy grobach, ubrane zacnie, z miną skupioną. "Tęczing" to wkładanie kwiatków i listów w tęczę. Mina smutna, kwiatki świeże, kwiaciarki zacierają ręce, bo mają ruch jak w Zaduszki albo w Dzień nauczyciela, a na kartkach odezwa "nie spalcie nas". Wieszają niektórzy też święte obrazki, zdjęcia. Zastanawiam się, patrząc na nabrzmiałe emocje z netu, czy nie iść do sklepu i na zapas kupić makaron, cukier, mąkę i napoje, bo ani chybi, idzie wielka przemoc i będą nas palić. Mamy nastrój oblężenia.
Efekt? Robisz "tęczing", jesteś cool, jesteś tolerancyjny, jesteś przeciwko przemocy, kochasz gejów,lesbijki, zioło, nie jesz mięsa, chronisz przyrodę i segregujesz śmieci. Jak nie robisz tęczingu - won stąd. Wszystko w imię tolerancji, miłości ponad podziałami of kors. Jest ciekawie. Skąd to wiem? Bo jak zwykle napisałam, co sądzę na facebooku i zostałam po raz kolejny prawicową homofobką. Bo nie mam fotki z tęczą. Zapowiadam - nie będę miała.
Ja sobie myślę po prostu, że towarzystwo broniące niegdyś krzyża pod Pałacem Prezydenckim zmieniło miejsce pobytu i opcję mentalną. Bo temperatura emocji jest identyczna. Założyło modne hispterskie ciuchy, okulary i czapki, poszło wkładać kwiatki i wzięło do ręki iPhone'a i dawaj cykać słit focie na Instagram pod tęczą. Albo raczej "wrakiem tęczy", bo taka nazwa też już funkcjonuje.
Czekam więc, bo jak już wiemy jestem nietolerancyjną prawicową homofobką, jak się ktoś do tęczy (ew. wraku tejże) przykuje, przywiąże i będzie pod nią spał, śpiewając "tęczowe" piosenki na przykład. (Polecam "Somewhere over the rainbow" z "Czarnoksiężnika z Krainy Oz". Bardzo ładny film z 1939 roku. Wykonanie Judy Garland nie do przebicia....) Cały oczywiście czas cykając focie, bo bez foci nie zajedziesz daleko.
Staram się zrozumieć potrzebę wspólnego przeżywania. Potrzebę głębszego niż polowanie na kolekcję Isabel Marant dla H&M przeżycia zbiorowego, emocji większych niż przy instalowaniu kolejnych aplikacji na najnowszego iPhone’a , głębszego współodczuwania i świadomości posiadania jednakowych poglądów, a nie tylko jednakowych okularów, czapek, tabletów i desek na stok oraz problemów emocjonalnych na poziomie: latte sojowe czy z mlekiem od krówki. Naprawdę się staram. Ale widzę w tym sztuczność, dziwną pozę, typową polską skłonność do tworzenia kolejnych podziałów, tym razem w drugą stronę i manifestacji emocjonalno-patriotyczno tęczowych za wszelką cenę, nawet ośmieszenia się. Momentami to desperackie poszukiwanie jakiejkolwiek, bardziej wartościowej "wartości dodanej" do z założenia głupawego, pustego i komercyjnego wizerunku gwiazdy. Jak my strasznie lubimy szufladkować, podciągać ludzi pod konkretny szablon. A co mają zrobić ci, którzy w szablony się nie mieszczą?
Zamiast wziąć się do roboty, zebrać na przykład konkretną kasę na tę tęczę i niech ją znowu, jak zresztą buńczucznie zapowiada, jakiś nakręcony menel w kominiarce znowu spali, robimy szopkę, zwaną zaduszkami przy wraku tęczy, z gwiazdami cykającymi fotki na Insta, żeby pokazać, jaki to ja jestem cool. Piszę to ja, od wtorku umierająca ze śmiechu, według wielu prawicowa i nietolerancyjna homofobka, która nie zrobi sobie zdjęcia przy tęczy i kwiatków nosić nie będzie. A niech tam.
Autor: Karolina Korwin Piotrowska