Stara baba

Felietony Karoliny Korwin Piotrowskiej
Felietony Karoliny Korwin Piotrowskiej
Brigitte Macron, Pierwsza Dama Francji, wkurza. Bo świetnie wygląda, jest mądra, wykształcona i jeszcze coś - nie ma 18 lat. Ma 64 lata. I ma też znacznie młodszego od siebie męża. Skandal. Niedowierzanie. Koszmar.

Czytam głosy na forach. W większości od... kobiet. Że to obrzydliwe. Że tak nie wypada. Że to grzech. Że co to w ogóle jest. A co, tak naprawdę, TO jest? Oficjalnie Bri Bri, bo tak nazywają ją we Francji, ma 64 lata, wygląda na znacznie mniej, jest fajną, uroczą kobietą, która całą kampanię fenomenalnie stała u boku swojego męża. Od wczoraj jest Pierwszą Damą. Ale media, nie tylko zresztą w Polsce, piszą głównie o jej metryce. Kiedy on był nastolatkiem, a ona jego 39-letnią nauczycielką, on obiecał sobie, że zostanie jej mężem. Jak sobie obiecał, tak zrobił. Teraz on ma lat 39, dokładnie tyle, ile miała ona, kiedy się poznali i jest Prezydentem Francji, a świat się dziwi. Czemu się dziwi?

W naszej kulturze to normalne, kiedy mężczyzna ma młodszą o wiele lat żonę. Niektórzy uważają, że „nowszy model" kobiety u boku, dodaje niektórym panom obok samochodu, liftingu, operacji wydłużenia prącia, szybkiego motoru i skórzanej kurtki, siły męskiej i podkręca libido. Czyli jeśli mężczyzna ma w łóżku kogoś w wieku potencjalnej córki albo nawet własnej wnuczki, jemu wolno. Jest super, sexy i fajnie. A co, kiedy jest tak w przypadku kobiety, która ma młodszego partnera, męża albo kochanka?

Możemy sobie to oglądać w „Seksie w wielkim mieście" albo w innych amerykańskich serialach czy filmach, ale niestety mimo zabiegów popkultury, filmów, seriali i książek, mamy z tym ogromny problem i zwycięża w naszych głowach zwykły tani, przaśny mentalny kołtun. Bo jak inaczej nazwać przyzwolenie na różnicę wieku w przypadku mężczyzn posiadających młodsze partnerki, a odrzucenie, z grymasem obrzydzenia, różnicy wieku w przypadku młodszego partnera kobiety. Stara baba, bo tak piszą na forach, nie ma prawa w dzisiejszym świecie do miłości. Ma, póki co, prawo do życia. Nic więcej.

Czytam komentarze w sieci, że z tego związku „nie będzie owoców". Czyli pewnie nie będzie dzieci. Bo jak jest związek, to dzieci muszą być. Muszą. A zwykła sympatia, przyjaźń, to, że tych dwoje się lubi, kocha, wspiera, to pikuś? To, że ona jest jego dobrym duchem, że nie jest paprotką ani ozdobą u jego boku, tylko świetnym partnerem w życiu i pracy? Kobiety na forach piszą, że owszem, dobrze wygląda, ale jest „stara", „sucha", „bezpłodna". Czytam i nie wierzę, że to XXI wiek, że można komukolwiek zarzucać takie rzeczy, ale po chwili... Zaczynam się zastanawiać, nad powodami takiej reakcji.

Oficjalnie bowiem jesteśmy tolerancyjni. Aż strach. Lubimy zmarszczki na zdjęciach, przynajmniej oficjalnie. Co druga celebrytka „kocha swoje ciało", przynajmniej oficjalnie, a media pozwalają dobrze i sexy „wyglądać dobrze NAWET, jeśli ma się rozmiar M". Tak, to cytat z jednego artykułu. Media „pozwalają". Albo i nie, jak w przypadku Macron.

Ale naprawdę toczy nas mentalny rak, jakiś wirus nietolerancji, złośliwości zupełnie niepojętej, co gorzej, propagowanej przez kobiety wobec kobiet... Przykrywanej jedynie tolerancją na pokaz. Bo w głębi duszy jesteśmy cholernymi seksistami, oceniamy ludzi już nie tylko ze względu na to, jak wyglądają, ile ważą, co mają na sobie, ale ze względu na wiek. Jakby PESEL był naprawdę arcyważny, jakby o czymś naprawdę decydował. Wiek kobiety mimo oficjalnej tolerancji dla upływu czasu, jest jej pręgierzem, jej powodem do wstydu i do tłumaczenia się. I nie jest ważne, że ktoś ma głowę nie od parady, że jest fajnym człowiekiem, że ma coś mądrego do powiedzenia, ma charakter, inteligencję, masę dobrych cech, ważne jest to, ile ma lat, czy jest „stary" czy nie i jak ma się z tego tłumaczyć. Bo pozwalamy sobie na wiele rzeczy, ale nie na wiek. Nie na starzenie się. Unikamy tego tematu, w świecie wygładzonych sztucznie twarzy i ponaciąganych pośladków. I taka Brigitte Macron, z jej metryką, wyglądem i statusem społecznym jest dla nas wielkim znakiem zapytania, powodem do hejtu, niedowierzania, bo mimo pokazowej tolerancji, najchętniej byśmy ją zakopali żywcem w domu, za firankę, by oglądała co najwyżej sąsiadów zza paprotki, bo widoku jej superciała, uśmiechu, inteligencji na twarzy, nie możemy znieść. Słyszę rechot publicystów o tym, że jest podobna do Iggy Popa, że mogłaby być babcią swego męża, że jest staruszką i że na tym polega równouprawnienie kobiet i mężczyzn, na robieniu sobie chamskich dowcipów też. Ci sami publicyści dziwią się i burzą, gdy ktoś porównuje zdjęcie Pary Prezydenckiej Francji z naszą premier i jej mężem. Na tym przecież polega równość, prawda?

Na szczęście Brigitte Macron, kobieta współczesna, wyzwolona, robiąca to, co chce i lubi, a nie to, co powinna i co nakazują jej smutne i zmurszałe moralizatorskie ciotki z kruchty, ma to wszystko gdzieś. Tym wszystkim, którzy piszą o niej nienawistne komentarze w sieci przypominam, że też kiedyś będą „starzy". Dzisiaj wydaje im się to abstrakcyjne, ale tak kiedyś będzie i nie zatrzyma tego cały botoks tego świata. I wtedy ciekawa jestem waszej miny, kiedy usłyszycie o sobie, że jesteście „starzy". Że nie macie prawa do miłości, seksu, przyjaźni, radości życia, chodzenia w modnych ciuchach i robienia kariery. A jedyne, co was czeka to śmierć. I to najlepiej szybko, żeby ustąpić miejsce młodszym. Tak, jestem ciekawa bardzo waszej miny i tego oburzenia, jakie w was takie straszne, chamskie, seksistowskie słowa, wywołają. Obym doczekała, bo mam zamiar żyć długo, pełnie, na złość idiotom, dla których PESEL jest ważniejszy od życia.

Karolina Korwin Piotrowska

podziel się:

Pozostałe wiadomości